Powrót Mikołaja

Postanowiłam wrócić.
Może trochę jak Mikołaj – co roku :).  Chciałam zrobić to dużo wcześniej, ale dopiero porządny nadmiar pracy pokazał mi, że organizując każda wolną chwilę, doceniając ją, znajduje się czas na rzeczy, potrzebny najbliższe sercu. Paradoks, prawda? Dlaczego tak jest, że człowiek zmęczony remontem, kolejnym projektem do zrealizowania, zamówieniem, kładąc się do łóżka na zasłużony odpoczynek, myśli – czegoś mi brakuje. Mnie brakuje pisania, fotografowana, tworzenia, czegoś czego nie daje mi rzeczywistość. Może to przyzwyczajenie, droga, którą ciągnę już parę lat? Bycie wśród ludzi, ale w bezpiecznej odległości? Coś w tym jest :).
Z sentymentem wspominam dawno, dawno temu organizowane w mojej szkole Mikołajki. Zapewne szkolna tradycja kultywowana jest do dziś, a opiera się na losowaniu imion osoby, którą w naszym imieniu obdarzy Mikołaj. Dawno, dawno temu nie było takich możliwości prezentowych jak dziś, a ja nie umiałam zbyt wiele. Prezenty najczęściej kupowało się w sklepie (to te robione, są bezwartościowe etc.) i nie były one zbyt kolorowe i dobre jakościowo. Dawno temu nawet nie jestem pewna, czy lubiłam dawać, sadzę, że było na odwrót :). Pamiętam ten zachwyt koleżanek na widok prezentów i moją kwaśną minę na widok kolejnej książki, notesika… Jak bardzo człowiek się zmienia pod wpływem lat i doświadczeń.
Od jakiegoś czasu na szczęście wypływa prawda (była ukryta?) o ręcznie robionych rzeczach – jest w nich coś, czego nie można kupić. Serce, czas, troska, poświecenie, wreszcie jakieś przesłanie zamknięte w materiale. Jest kolor, jest życie. Nawet, ktoś, kto nie złapał bakcyla robótek ręcznych, zapisuje parę zdań od siebie… na kupionej książce, kartce…
Dlatego, przeczytawszy post Marysi o internetowych Mikołajkach, od razu postanowiłam o swoim w nim udziale. Niby minął termin deklaracji kto dla kogo przygotowuje prezent i niedługo trzeba go wysłać, ale… nieraz warto się zmotywować czymkolwiek, by robić, to co się lubi. Może ktoś z nas jutro postanowi zmienić ważną rzecz w życiu tylko pod wpływem zdjęcia, opowiadania, pracy. Kto wie?

1 komentarz: