Był gruby i duży, sapał i mówił do siebie coś bez przerwy. Pan elektryk, który ledwo zmieścił się w naszych drzwiach. Pani watowała korki – rzucił jakby nie do mnie (siedziałam w pokoju, nie miałam zamiaru patrzeć na jego brzuchatą nieporadność). A gdzie tam – wrzasnęłam gryząc, między wyrazami ,język do krwi– czy ja wyglądam na kogoś, kto zna się na prądzie (odwołując się do kawałów o blondynkach). Zrobiłam do dziecka minę kota ze Szreka z krwawiącym pyskiem. Pan elektryk pobiegł do piwnicy, zajęło mu to na tyle dużo czasu, by dać ujście spazmatycznemu śmiechowi. Dziecko nakryło się nogami na dywanie.
Prądu nie było od rana, zanim jeszcze włączyłam komputer. Nie było go w gniazdkach ani w oświetleniu. Zanim wezwałam pomoc musiałam przekonać się sama, czy zwykły użytkownik mieszkania spółdzielczego, nie elektryk, poradzi sobie z tym problemem. Zawatowałam korki, a co! Podejrzewałam, że coś poszło nie tak, bo moja kombinacja alpejska nie zadziałała. Była niedziela, wiec korków nigdzie bym nie dostała. Chyba, że u sąsiada. A on miał. Założyłam nowe i nic. Znalazłam probówkę i okazało się, że pod licznikiem nie ma prądu… Klapa, bo w piwnicy, w skrzynce, przy nr mojego mieszkania, był.
Zostało mi tylko zadzwonić po pogotowie… elektryczne.
Pan elektryk, po paru przebieżkach do piwnicy i udzielenie srogiej reprymendy o puszczaniu fajerwerków prądotwórczych na cały blok i mym hardym: ile się należy?, zażądał butelki piwa! Wzięłam na serio jego prośbę, ale po piwie miałam tylko butelki. Może kompociku, mam świeżutki, zapiszczałam niewinnie. Może facetowi się tylko chce pić? Od kompotu to tylko kiszki się psują, odburknął, sapiąc jak dziewiętnastowieczna lokomotywa. Zlitowałam się nad biedakiem (chociaż mieszkam na parterze). W lodówce, w której błogo świeciło światło, miałam pół butelki Danzki. Może seteczkę? – łypnęłam porozumiewawczo (o nie, nie całe pół butelki!). Dziękuję, jestem samochodem – wyrwało mu się uprzejmie. A wie pani, to już migało od dwóch tygodni, to było niebezpieczne itp., itd.… Nie słyszałam co tak dalej sapie i tak nie dowiedziałam się, co to była za usterka. Korki watowałam po raz pierwszy, więc co? Jak zwykle moja wina, niech mu będzie. Ważne, ze zrobił i poszedł.
Pan elektryk, po paru przebieżkach do piwnicy i udzielenie srogiej reprymendy o puszczaniu fajerwerków prądotwórczych na cały blok i mym hardym: ile się należy?, zażądał butelki piwa! Wzięłam na serio jego prośbę, ale po piwie miałam tylko butelki. Może kompociku, mam świeżutki, zapiszczałam niewinnie. Może facetowi się tylko chce pić? Od kompotu to tylko kiszki się psują, odburknął, sapiąc jak dziewiętnastowieczna lokomotywa. Zlitowałam się nad biedakiem (chociaż mieszkam na parterze). W lodówce, w której błogo świeciło światło, miałam pół butelki Danzki. Może seteczkę? – łypnęłam porozumiewawczo (o nie, nie całe pół butelki!). Dziękuję, jestem samochodem – wyrwało mu się uprzejmie. A wie pani, to już migało od dwóch tygodni, to było niebezpieczne itp., itd.… Nie słyszałam co tak dalej sapie i tak nie dowiedziałam się, co to była za usterka. Korki watowałam po raz pierwszy, więc co? Jak zwykle moja wina, niech mu będzie. Ważne, ze zrobił i poszedł.
czasem zastanawiam się czy tak nie byłoby lepiej, ale po chwili ogarniam się i... ja lubię buszować w Internecie, obejrzeć jakiś serial, zadzwonić... a co tam! a sterta książek pokaźna i pozycje bardzo ambitne - powodzenia :)
OdpowiedzUsuńTino, masz mus, muszę te książki przerzucić i napisać coś sensownego. A mnie rwie do wyzwań. Też ambitnie :).
UsuńAle miałaś dzisiaj przygody ! Dobrze, że już wszystko wróciło do normy!
OdpowiedzUsuńBiorę się do pracy :).
UsuńTytuły wręcz przerażające ;)
OdpowiedzUsuńNiektóra z nich, to książki oparte na zabawie, np. mandale, czy wizualizacja :)
UsuńAleż to poważne tytuły są ;-)
OdpowiedzUsuńPrzeżycia dzisiejsze zaiste wyjątkowe ;-) Pozdrawiam życząc spokojnego wieczoru być może przy lekturze :-)
Maciejka
Mniało tu o tym nie być, ale praca spędza mi sen z powiek. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńElektryk niezły ;)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńPo tych naukowych wyczynach, choć strona romansidła jakiegoś, co? ;)
OdpowiedzUsuńRozejrzę się, może znajdę jakieś :D.
UsuńPowodzenia w ogarnianiu pozycji pedagogicznych życzę.
OdpowiedzUsuńSama pamiętam jeszcze czasy, kiedy podobne "lektury" przychodziło mi poznawać od deski do deski.
Oby to jakoś ogarnać :).
UsuńNo tytuły rzeczywiście poważne... Czyli i praca poważna. ;-)
OdpowiedzUsuńJa bez elektryczności, komputera i innych to już chyba nie dałabym rady... człowiek przyzwyczaił się, że hej! ;-)
Nie wyobrażam sobie życia bez technologicznych używek. Tak bez prądu, laptopa, jak bez reki.
UsuńPraca poważna, ale juz mi się nie chce...
uuu, ale tytuły!
OdpowiedzUsuń:D bez przesadyzmu!
Usuń3mam kciuki za koncentracje i szybkie napisanie :)) pracy.
OdpowiedzUsuńPowodzenia zatem życzę! :)
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczynki, jakoś to ogarniam :).
OdpowiedzUsuń